Listopad zawsze prowokuje mnie do refleksji historycznej. Już sam początek miesiąca, dzień Wszystkich Świętych, skłania nas do wspominania zmarłych. Potem 11 listopada obchodzimy kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, a 19 tegoż miesiąca jest Święto Uniwersytetu. W niniejszym artykule postanowiłem zawrzeć trzy w jednym. Rzecz będzie o osobach, które już dawno zmarły, o rodzącej się niepodległości 1918 r. i o naszym Uniwersytecie. A ściślej o tablicy upamiętniającej poległych studentów UW w walkach o niepodległość kraju w latach 1918-1920. Tablicy, której dziś próżno szukać na naszym uczelnianym kampusie.

 

Gdy odradzała się niepodległa Polska, studenci nie byli bierni. Na Uniwersytecie Warszawskim, na mocy powszechnej zgody, powołano do życia militarną organizację złożoną ze studentów warszawskich uczelni. Nazwaną ją Legią Akademicką. To „studenckie wojsko” przez dwa tygodnie stacjonowało na terenie uczelni przy Krakowskim Przedmieściu i tu opanowywało pierwsze wojskowe komendy oraz musztrę. Po miesiącu przeformowano je w 36 Pułk Piechoty Legii Akademickiej i zakwaterowano w koszarach. Po dwóch miesiącach akademiccy żołnierze pojechali na front. Walczyli dzielnie pod Rawą Ruską, pod Lwowem, a potem w 1919 i 1920 r. – z bolszewikami. Wszędzie ponosili straty. A gdy wojny się już skończyły, w styczniu 1921 r. armia i studenci na skarpie za Pałacem Kazimierzowskim ustawili działo, aby od tej pory jako pomnik przypominało o studenckich walkach o niepodległość.

 

By jeszcze bardziej udokumentować udział akademików z UW w walce, w 1923 r. powstał komitet, który starał się o wmurowanie okazałej tablicy z nazwiskami poległych studentów. Jego przewodniczącym został student prawa Janusz Rabski, pracę komitetu wsparł sam rektor Ignacy Koschembahr-Łyskowski, a tablicę postanowiono umieścić w Pałacu Kazimierzowskim. Najpierw jednak trzeba było zebrać fundusze, rozpisać i rozstrzygnąć konkurs na wygląd tablicy, potem zamówić pomnik u kamieniarza i przede wszystkim ustalić nazwiska poległych studentów. Pierwszy termin odsłonięcia tablicy ustalono na listopad 1923 r. Jednak plany te nie powiodły się, bo do komitetu wciąż spływały nowe informacje o studentach UW, którzy zginęli w czasie wojny. Nic dziwnego, wszak wojna skończyła się zaledwie trzy lata wcześniej. Weryfikacją informacji o poległych zajmowała się Maria Straszewicz, matka studenta prawa, który dzielnie walczył pod Pułtuskiem i zmarł z powodu ran w sierpniu 1920 r. Pani Straszewicz wykonała drobiazgową pracę i na początku stycznia 1924 r. komitet mógł wysyłać zaproszenia na uroczyste odsłonięcie monumentu, na którym wyryto 108 nazwisk. Uroczystość odbyła się 20 stycznia. Zaczęła się w samo południe od stosownej mszy w pobliskim kościele Wizytek. Odprawił ją przedstawiciel Wydziału Teologicznego Ignacy Grabowski, po czym ks. Antoni Szlagowski (późniejszy rektor uczelni) wygłosił mowę pełną patriotycznych treści. Po mszy zgromadzeni studenci i profesorowie, a także weterani niedawnych wojen i rodziny poległych studentów przeszli do Pałacu Kazimierzowskiego. Tu, w sali audytoryjnej, czekała na nich przyozdobiona biało-czerwonymi flagami i kwiatami tablica o wymiarach ok. 2 na 1,5 m. Były przemówienia, śpiewał chór akademicki, po czym reprezentanci różnych instytucji składali wieńce i kwiaty.

 

Polegli studenci UW zostali uhonorowani, ale… Dziesięć lat później pani Straszewicz postanowiła uhonorować poległych jeszcze bardziej. Zdołała namówić władze uczelni, by Uniwersytet wydał księgę akademickich żołnierzy, w której byłby zaznaczony szlak bojowy Legii Akademickiej i życiorysy studentów bohaterów w wielu przypadkach odznaczonych Krzyżem Walecznych i Orderem Virtuti Militari. Niezmordowana pani zebrała kilka okazałych teczek o poległych studentach i wyjaśniła okoliczności ich śmierci. Rektor Włodzimierz Antoniewicz obiecał wydanie tej księgi, której promocja miała się odbyć pod wspomnianą tablicą w Pałacu Kazimierzowskim w dniu15 sierpnia 1940 r.

 

Rzecz jasna nic z tego nie wyszło. W pierwszych dniach wojny, 5 września, Straszewicz zjawiła się w Pałacu Kazimierzowskim, gdzie nowy rektor Jerzy Modrakowski polecił jej zabrać dokumentację planowanej księgi. – U pani w domu będzie bezpieczniej – radził rektor. – A jak już wojna się zakończy, wtedy wrócimy do realizacji pomysłu i księgę wydamy. Rektor tylko połowicznie miał rację. 24 września 1939 r. spłonął Pałac Kazimierzowski trafiony bombą zapalającą, podczas gdy cenna dokumentacja przetrwała całą wojnę w domu państwa Straszewiczów przy ul. Polnej. Mieszkanie to kilkakrotnie nawiedzali szabrownicy i rozkradli wszystko, co miało wartość materialną, ale zapiskami o studentach poległych w latach 1918–1920 nikt się nie interesował.

 

Dokumenty pani Straszewicz ocalały w przeciwieństwie do tablicy, którą „nieznani sprawcy” wynieśli z Pałacu Kazimierzowskiego w nocy z niedzieli na poniedziałek w listopadzie 1945 r. W nowych powojennych czasach upamiętnianie walk z bolszewikami było niewygodne dla komunistycznych włodarzy. Dwa lata później w ten sam sposób „zniknęło” działo-pomnik. Wydawało się, że w ten sposób zatarto ślady po bohaterskich czynach studentów UW z lat 1918-1920.

 

Jednak w 1989 r. w Polsce rozpoczęła się nowa epoka. Pani Straszewicz dawno już nie żyła, ale jej syn Zbigniew doskonale pamiętał o dokumentach, które tak cierpliwie zbierała matka. Pan Zbigniew był już starszym i schorowanym człowiekiem, więc cenne teczki upamiętniające bohaterskich studentów podarował Archiwum UW. Darczyńca zmarł wiosną 1990 r. i nie doczekał chwili, gdy na skarpie za Pałacem Kazimierzowskim ponownie ustawiono skradzione zaraz po wojnie działo-pomnik. Pamięć o poległych studentach wróciła, choć tylko częściowo. Nigdy nie wydrukowano księgi pamiątkowej, a tablica upamiętniająca poległych jest znana tylko z kilku wyblakłych fotografii i teczek, które z takim pietyzmem zbierała kiedyś pani Straszewicz.

 

Robert Gawkowski