24 maja urodziła się Irena Szewińska. Jedna z najwybitniejszych polskich lekkoatletek studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. O tym, czy korzystała z taryfy ulgowej i z jakim skutkiem obroniła swoją pracę magisterską o optymalizacji gospodarki narodowej, na łamach pisma uczelni pisał dr hab. Robert Gawkowski.

Gdy latem 1964 roku panna Kirszenstein zdawała na studia, była już reprezentantką Polski i naszą nadzieją na igrzyska olimpijskie w Tokio. W podaniu o przyjęcie na UW napisała: „Sport daje mi duże zadowolenie, ale starałam się, aby zajęcia sportem nie odbiły się na nauce”.

 

Egzamin wstępny zdała w cuglach, otrzymując z matematyki, historii i języka rosyjskiego kolejno oceny: 4+, 5 oraz 4. Te dni zapamiętała do końca życia. Rozkojarzona poszła na egzaminy bez jakiegokolwiek dokumentu tożsamości. „Chciałam zaraz wrócić do domu i zabrać dowód osobisty, bo blisko mieszkałam, ale na szczęście rozpoznała mnie dziekan Wydziału Ekonomii Politycznej, profesor Zofia Morecka, która widziała moje zdjęcie na podaniu i już wtedy zorientowała się, że jestem czołową sportsmenką” – wspominała ćwierć wieku później.

 

Komisja rekrutacyjna, w której znalazł się młody magister ekonomii Włodzimierz Siwiński (który za trzydzieści lat został rektorem UW), wystawiła jej taką opinię: „Inteligentna, zdolna, pracowita i obowiązkowa. Sława sportowa – lekkoatletyka. Obok doskonałych wyników w sporcie, uczyła się pilnie i ma gruntownie opanowany materiał”. Świeżo upieczonej studentce Wydziału Ekonomii Politycznej nie dane jednak było uroczyście inaugurować rok akademicki 1964/65. Zamiast być w Auditorium Maximum, Irena biegała i skakała w Tokio, zdobywając pierwsze olimpijskie medale.

 

W jej teczce studenckiej znajduje się ponad trzydzieści podań o przesunięcie egzaminów i o usprawiedliwienie jej nieobecności z powodu wyjazdów na kolejne mistrzostwa i obozy przygotowawcze. Profesorowie szli na ustępstwa i terminy zaliczenia zajęć przekładali. Dlatego właśnie tuż po igrzyskach olimpijskich w Meksyku w 1968 roku Polski Komitet Olimpijski w liście do władz uniwersyteckich pisał z wdzięcznością: „doprowadzenie zawodnika do wysokiej formy sportowej mogło nastąpić przy daleko idącej pomocy udzielanej przez Władze Uczelni. Polski Komitet Olimpijski wyraża gorące podziękowanie za pełne zrozumienie zagadnień sportowych oraz docenienie spraw reprezentacji Polski”.


Z gruntu obowiązkowa

Na przesunięciu terminów zaliczeń i egzaminów taryfa ulgowa się jednak kończyła. Po powrocie z obozu czy mitingu trzeba było nadrabiać zaległości i uczyć się po nocach, co dla sportowca trenującego dwa razy dziennie i żyjącego „na walizkach” było szalenie trudne. A jednak studentka Irena Kirszenstein miała w indeksie oceny dobre i bardzo dobre, z rzadka dostateczne.

 

Ciekawostką jest fakt, że zaliczała też WF, a egzaminującym ją był Stefan Paszczyk (1940–2008),późniejszy minister sportu i prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Sama mistrzyni okres studiów wspominała miło: „Jako osoba z gruntu obowiązkowa w trakcie studiów wciąż miałam wyrzuty sumienia, ponieważ każdy rok akademicki zaczynałam z powodu zajęć sportowych z opóźnieniem i musiałam nadrabiać zaległości. […] Na szczęście na uczelni panowała sympatyczna atmosfera, koledzy bardzo mi pomagali, a pracownicy naukowi okazywali się nadzwyczajnie przychylni”.

Tak jak w swej karierze sportowej, tak przez całe studia utrzymywała „wysoką formę”. W 1967 roku jako wzorowa studentka – sportsmenka otrzymała w nagrodę wyjazd do Soczi, z którego skorzystać jednak nie mogła, z powodu ważnych zawodów. Nad Morze Czarne, za zgodą fundatorów nagrody, pojechała więc jej mama.

 

W 1967 roku, na rok przed igrzyskami olimpijskimi w Meksyku, odbywała jak każdy student praktyki w Hucie Warszawa. Podczas zajęć poznawała zakład i pisała elaborat o gospodarce remontowej Huty Warszawa. Niestety nie miała już czasu na przyjemności. W odróżnieniu od innych żaków, tylko sporadycznie uczestniczyła w akademickich zabawach. Przez całe studia może dwa razy bawiła się w akademickiej „Stodole”, a raz – przebrana za Japonkę − uczestniczyła w juwenaliowej paradzie Krakowskim Przedmieściem.


Magister ekonomii

Pracę magisterską obroniła bez problemów. Napisana pod kierunkiem doc. Zofii Bartel nosiła tytuł: „Niektóre problemy optymalizacji gospodarki narodowej”. W ocenie pracy dyplomowej napisano: „Praca jest świadectwem rzetelnej i wszechstronnej znajomości najnowszej literatury przedmiotu”. Tytuł magistra ekonomii nadano Irenie Szewińskiej 29 czerwca 1970 roku, co było nie lada wyczynem, tym razem z innych powodów niż sport. Świeżo upieczona pani magister ledwie cztery miesiące wcześniej urodziła syna Andrzeja.