Rówieśnicy, którzy wpisali się w XIX-wieczne dzieje UW – botanik Tytus Chałubiński oraz polityk Kazimierz Krzywicki. Połączyła ich przyjaźń i miłość do tej samej kobiety. Z okazji 14 lutego, dnia wszystkich zakochanych, przypominamy artykuł dr. Roberta Gawkowskiego z Archiwum UW opowiadający o tej niezwykłej historii.

Niniejszy artykuł będzie o dwóch równolatkach, którzy ponad półtora wieku temu trwale wpisali się w historię naszej uczelni. Jeden z nich to postać dobrze znana, drugi nieco zapomniany. Ten pierwszy to Tytus Chałubiński (1820-1889), profesor medycyny, znakomity botanik, lekarz, działacz społeczny, filantrop i odkrywca uzdrowiskowo-turystycznych walorów Zakopanego. Ten drugi to Kazimierz Krzywicki (1820-1883), polityk, prawa ręka Aleksandra Wielopolskiego, dyrektor Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, który przyczynił się do otwarcia ówczesnego uniwersytetu, czyli Szkoły Głównej Warszawskiej.

 

Rzecz jednak będzie nie o ich naukowych i społecznych zasługach, tylko o wyjątkowej przyjaźni i … miłości do tej samej kobiety.

 

Studencka miłość i przyjaźń na uniwersytecie dorpackim (1840-1844)

Tytus Chałubiński swą drogę w dorosłe życie rozpoczął w 1838 roku, gdy po skończeniu radomskiego gimnazjum wyruszył do Wilna, by studiować na Akademii Medyko-Chirurgicznej. Dwa lata później przeniósł się do Dorpatu, gdzie na niemieckojęzycznej uczelni kontynuował studia. Studiowanie po niemiecku nie sprawiło mu większych problemów, albowiem był poliglotą i władał sześcioma językami. W czasach studenckich zapamiętano go jako człowieka pełnego uroku, radosnego, błyskotliwego, mającego wielu przyjaciół. Dobrze grał na fortepianie, fechtował i udzielał się w tamtejszej polskiej korporacji. Dodajmy też, że był przystojnym kawalerem.

 

W Dorpacie (dzisiejsze Tartu w Estonii) poznał innego polskiego studenta, Kazimierza Krzywickiego. Obaj koledzy szybko stali się przyjaciółmi. W niczym nie przeszkadzało, że Krzywicki był w wielu cechach przeciwieństwem Chałubińskiego. Skrupulatny, do bólu dokładny, z pewnością nie był „duszą towarzystwa”. Wierny zasadom i uczuciom, czasem bywał niemal nudny. Obaj przyjaciele mieli jednak coś wspólnego – dobrze się uczyli i … podkochiwali się w tej samej pannie – o pięć lat młodszej Antoninie Wilde (1825-1899), córce inspektora Uniwersytetu w Dorpacie – Filipa von Wilde.

 

Obaj koledzy szybko stali się przyjaciółmi. W niczym nie przeszkadzało, że Krzywicki był w wielu cechach przeciwieństwem Chałubińskiego.

 

Uczucie Krzywickiego do Antoniny było beznadziejne, jednostronne i głęboko skrywane. Miłość Chałubińskiego zaś szybko wyszła na jaw, tym bardziej, że była odwzajemniona. W 1843 roku, gdy kończył studia, oświadczył się Antoninie i od tego momentu słodki widok zakochanej i zaręczonej pary zapewne wszystkich zachwycał. Kazimierz miał w tym swój udział, bo to on ich poznał. Wcześniej dorabiał jako nauczyciel języka polskiego i panna Wilde brała u niego lekcje. Antonina lubiła go, tak jak się lubi przyjaciela swego ukochanego.

Gdy obaj kończyli studia w Dorpacie (1843/1844), snuli śmiałe plany na przyszłość. Tytus miał zostać lekarzem, a Kazimierz urzędnikiem kancelarii cesarskiej.

 

Uczucie Krzywickiego do Antoniny było beznadziejne, jednostronne i głęboko skrywane. Miłość Chałubińskiego zaś szybko wyszła na jaw, tym bardziej, że była odwzajemniona.

Aby lepiej zrealizować swój plan, Chałubiński pod koniec 1843 roku wyjechał do niemieckiego Würzburga. Tam oddał się nauce w 100 procentach i pracował po kilkanaście godzin na dobę. Tymczasem narzeczona w Dorpacie coraz mniej akceptowała taką rozłąkę. Wszak młodzi mieli być na zawsze razem. Ich uczucie wciąż było gorące, pełne pasji, niewolne jednak od zazdrości i emocjonalnych zakrętów, a Antonina źle znosiła rozłąkę. Lekcje polskiego z lubianym Kazimierzem Krzywickim stawały się coraz częstsze. Jej nauczyciel z wolna stawał się także pocieszycielem. Tytus w odległym o ponad tysiąc kilometrów Würzburgu początkowo niczego nie podejrzewał…

O tym jak dalej potoczyła się historia Tytusa Chałubińskiego, Kazimierza Krzywickiego i Antoniny Wilde można przeczytać w piśmie UW 4 (97)/2020 >>