To nie jest kalendarium wydarzeń, ale najciekawsze wątki z historii kryzysu sudeckiego. Książka „Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu” prof. Piotra M. Majewskiego z Wydziału Historii UW zdobyła nagrodę im. Jerzego Giedroycia. Znalazła się również wśród finalistów Literackiej Nagrody Nike 2020. O książce z jej autorem rozmawia Olga Laska.

OL: Podobno zaczął Pan pisać książkę dla własnej rozrywki. Miała zajmować 200 stron i zawierać jedynie najważniejsze informacje o kryzysie sudeckim. Wyszło inaczej.

 

PMM: Tej „rozrywki” nie należy traktować dosłownie. To nie było tak, że pisałem kilka zdań, z których się zaśmiewałem. Chodziło mi raczej o rozrywkę intelektualną. Zacząłem pisać jeszcze kiedy pracowałem w Muzeum II Wojny Światowej. Byłem wtedy obciążony różnymi obowiązkami, sytuacja wokół Muzeum była napięta. Pisanie książki było dla wtedy mnie odskocznią, możliwością oderwania się od bieżących spraw i skoncentrowania się na pracy intelektualnej.

 

Język, którym posługuje się Pan w książce i sposób w jaki opisuje wydarzenia, nie jest typowy dla historyków.

 

I tak, i nie. Starałem się pisać tę książkę bardziej żywym językiem, czasem nawet potocznym, tak żeby była lżejsza w odbiorze dla czytelnika, który niekoniecznie jest zawodowym historykiem. Z drugiej strony utrzymałem formułę opisu chronologicznego. Miałem wrażenie, że bez tego bardzo trudno będzie zrozumieć, co wydarzyło się w Monachium. Wiele wydarzeń, które były ze sobą powiązane, odbywało się w różnych miejscach w tym samym czasie. Musiałem znaleźć sposób, aby tę zagadkę rozwikłać. Wymyśliłem, że będzie trochę kalendaryjnie, a trochę nie.

 

W wielu wywiadach określa Pan kryzys czechosłowacki jako temat dla nas egzotyczny. Z drugiej strony odnajduje Pan podobieństwa w postrzeganiu powojennej historii przez Czechów i Polaków. Nazywamy się ofiarami wojny.

 

Tak, w postrzeganiu historii najnowszej są pomiędzy nami podobieństwa, nawet możemy mówić o podobnych kompleksach. Użyłem porównania do egzotyki, bo moim zdaniem dobrze wyraża, że Polacy nie postrzegają wydarzeń czechosłowackich jako część głównego nurtu historii europejskiej. Ten temat jest właściwie dla przeciętnego Polaka znany hasłowo. Wie, że był kryzys monachijski, że dokonał się rozbiór Czechosłowacji i Polska miała w tym swój udział. Chciałem jednak pokazać, że za lakoniczną notką w podręczniku kryje się wielka tragedia, która rozgrywała się długo, na przeróżnych polach, i że o mało nie doprowadziła do wybuchu wojny.

 

Historia związana z układem monachijskim, studium kryzysu, które Pan opisuje, wydaje się być uniwersalne.

 

Uniwersalne są pewne mechanizmy, które występują w polityce. Po pierwsze to, że większe państwa chcą często o tych mniejszych decydować bez ich udziału. Obserwujemy to i dzisiaj, ale wtedy dążenie takie dało o sobie znać w bardzo spektakularny sposób. Po drugie, skutkiem takiego podejścia w polityce są często zdrady. Kogoś zostawia się na lodzie, ktoś musi ostatecznie ten rachunek zapłacić. Wtedy była to Czechosłowacja. Polacy myślą w dokładnie ten sam sposób o wrześniu 1939 roku, ale przede wszystkim o Jałcie. Kiedy Zachód porozumiał się ze Stalinem, czego efektem była zdrada wobec polskich sojuszników. Po trzecie, dla nas Polaków, jest to szczególnie ważne, ze względu na podobne dylematy. Bić się, czy nie bić? Czy mimo braku szans na wygraną, warto walczyć z silniejszym przeciwnikiem i bronić niepodległości? Czesi w 1938 roku dokonali innego wyboru niż my rok później. W książce staram się pokazać, że nie była to decyzja oczywista i łatwa i że towarzyszyły jej równie dramatyczne okoliczności.